Jana Kochanowskiego Dzieła polskie (1919)/Szachy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kochanowski
Tytuł Szachy
Pochodzenie Jana Kochanowskiego Dzieła polskie Tom I
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. [1919]
Miejsce wyd. Warszawa
Uwagi Cały tom I
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii





PODOBIZNA KARTY TYTUŁOWEJ DRUGIEGO WYDANIA „SZACHÓW” Z R. 1585.



SZACHY[1]

JANA KOCHANOWSKIEGO.

Jego Miłości Panu Janowi Krystofowi, Hrabi z Tarnowa,

Kasztelanowi Wojnickiemu, przypisane.



PRZEDMOWA.

Wojnę powiedzieć myśli serce moje,
Do której miecza nie trzeba, ni zbroje,
Ani pancerzów, ani arkabuzów;[2]
Ta walka czyście[3] może być bez guzów.
Ktemu wyjeżdżać nie potrzeba w pole,
Wszystka się sprawa ogląda na stole.
Jako dwa Króle przeciw siebie siędą,
A równym wojskiem potykać się będą.
Jeden z nich w jasnej, drugi w czarnej zbroi;
Ten wygra, przy kim dobry Hetman stoi.
Tem cię natenczas,[4] mój Hrabia, daruję,
Przyjmi za wdzięczne, póki nie zgotuję

Co godniejszego, czymbych mógł zabawić
Uszy twe i sam lepiej się postawić.
Masz przed oczyma domowe przykłady,
Jakiej potrzeba czasu wojny rady,
Jakiego miejsca szukać obozowi,
Jako szykować ufy[5] ku bojowi,
Gdzie czas po temu, jako bitwę zwodzić;
Kiedy nierówno,[6] jako lud uwodzić.[7]
Ja zaś, czem mogę, tem się popisuję,
Drewniane wojska przed tobą szykuję.
I ty się nie wstydź, maszli czas spokojny,
Przesłuchać tej to krotochwilnej wojny,
Bo i Apollo łuku bez przestania
Nie ciągnie, pilen czasem i śpiewania.



SZACHY.

Tarses, Król Duński, miał dziewkę nadobną,
We wszytkich sprawach swoich tak osobną,[8]
Że jej natenczas równia[9] mieć nie chciano,
Przeto z dalekich krain przyjeżdżano,
Chcąc się przypatrzyć jej zbytniej gładkości,
A uczestnikiem być takiej miłości.
Pełen dwór zawżdy bywał cudzoziemców,
Czechów, Polaków, Francuzów i Niemców.

Ale dwa jednak przed wszytkimi byli,
Którzy na dworze czas długi służyli.
Fiedor a Borzuj, wielkich domów oba,
Co sama mogła pokazać osoba.
Ci dwa przed sobą często się skradali,
A o Królewnę Króla nalegali.
Nakoniec oba taką chuć[10] k'niej mieli,
Że się bić o nię pojedynkiem chcieli.
Póki mógł ojciec, na słowie je[11] chował,[12]
Abowiem obu jednako miłował;
Ale że końca ich prośbie nie było,
Odmawiać mu się dalej nie godziło.
Wziąwszy je tedy na spokojne gmachy,
Ukazał palcem na toczone szachy
I rzekł: W tych szrankach wasza bitwa będzie,
Duższy[13] na łonie u mej cory siędzie.
Oba Królowi z chucią dziękowali,
O czas i miejsce pilnie się pytali.
Miejsce na zamku, czas we dwie niedzieli
Z wolej królewskiej naznaczony mieli.
Obiema[14] potym po karcie posłano,
Gdzie wszytek sposób tak im opisano:
Kto grze rozumie,[15] może śmiele sadzić,[16]
A kto nieświadom, lepiej się poradzić.

Tablica naprzód malowana będzie,
Tę pól sześćdziesiąt i cztery zasiędzie.
Pola się czarne z białemi mieszają,
Te się owemi wzajem przesadzają.[17]
W tym placu wojska położą się obie,[18]
A po dwu rzędu[19] wezmą[20] przeciw sobie.
Cztery kroć czterzej z każdej strony siędą,
A tym sposobem szykować się będą:
Rochowie[21] z brzegów, więc Rycerze po nich,
A potym Popi przysiędą się do nich.
Król z panią bierze w pośrzodku dwie poli,[22]
On różną barwę,[23] a ta swoję woli.
Piechota przed nie wyciąga na czoło,
A między wojski pół tablice goło.
Każdy z tych tedy swoją drogą chodzi,
A przez drugiego skakać się nie godzi,
Chyba jezdnemu, bo ten świadom drogi,
By też nacieśniej, nie zawadzi nogi.
Roch ma tę wolność i nadane prawo:
Przodkiem i zadkiem, w lewo bić i w prawo.
W trzeci rząd Rycerz, zakoliwszy, wpada,
Ale na inszej co raz barwie siada.
Białe a czarne, co na ukoś idą,
Na Popy społem wszytki pola przydą.

Babie[24] się próżno nawijać: i w oczy,
I w zad uderzy, w stronę także skoczy;
Czasem i z Popy jedną drogą chodzi,
Jeno się z samym Rycerzem nie zgodzi.
Król pospolicie swego miejsca pilen,
A wszakoż może swemu też być silen,
Bo w okrąg siebie wszytki miejsca trzyma,
Kto się nawinie, tego i sam ima;
A kiedy głodzien, do kuchnie[25] rad skoczy,
Dokąd z pierwszego miejsca nie wykroczy.
Drab[26] na prost chodzi, ale z boku kole,
A jego wszytek skok na pierwsze pole;
Chyba gdy z placu pierwszego zstępuje,
Wtenczas trzeciego pola doskakuje.
Gdzie[27] też na zagon ostateczny[28] padnie,
Tak wiele, jako i Królowa, władnie.
Szachu zarazem przedsię nie zyskuje,
Bo pieszek na kres, nie baba wskakuje.
To też nakoniec przypomnieć nie szkodzi:
Jeden po drugim zawżdy w tej grze chodzi.
A nigdy więcej mknąć jednym[29] nie dadzą,
A gdzie co wezmą, tam swego posadzą.
Gra koniec bierze, kiedy najachany
Król nie ma nigdziej uciec pewnej ściany.

Gdzieby wpadł w sidło, kiedy lud potraci,
A szachu nie wziął, taki met[30] nie płaci.
Te w sobie karta zamykała sztuki.
Oni, choć mieli z potrzebę nauki,[31]
Wszakoż ją przedsię radzi przeczytali,
A dla ćwiczenia zawżdy szachy grali.[32]
Kiedy czas przyszedł, wsiedli na swe konie,
Nic nie czekając, żeby słano po nie.
Nadzieja dobra każdego cieszyła,
A z drugiej strony bojaźń je trapiła,
Abowiem tam już miało się pokazać,
Komu tak miły zakład miano skazać;
Kto zaś z lekkością miał z pałacu wynić,
Każdy miał z sobą nie lada co czynić.
Ale że była ta królewska rada,
Niż co poczęli, siedli do obiada,
Gdzie drudzy goście i z królem siedzieli,
A ci zeznawać[33] z obudwu stron mieli.
Gdy się najedli, obrusy zebrano,
A potem na wet szachownicę dano.
Król, pomilczawszy, rzecz do nich uczynił,
Prosząc, żeby go żaden z nich nie winił,
Iż, ócz[34] był proszon, aż dotąd odkładał
Wszytko na same, a ich godność składał,[35]

Bo nie chciał na się brać rozsędku[36] tego,
Ktoby godniejszy był z nich dziewki jego.
Lecz teraz niechaj fortuna pokaże,
Komu przysądzić Królewnę dziś każe.
A to wam mówię, coście tu zostali,
Byście żadnemu z tych nie pomagali.
W czem się nie zgodzą, zdanie swe powiecie,
Dalej nic; o co idzie, sami wiecie.
Zatem oni dwa tablice się jęli,
A wojska na niej szykować poczęli:
Biały się zastęp dostał Borzujowi,
A czarny przyszło wodzić Fiedorowi.
Stanęli przeciw sobie dwa Królowie,
Korona złota na każdego głowie,
Tamże zarazem wedle boku żony,
Ta swego z lewej, owa z prawej strony.
Pop jeden słucha Królowej spowiedzi,
A drugi sobie wedle Króla siedzi.
Po nich Rycerze na koniech we zbroi,
Każdy z nich pewnie swego[37] się nie boi.
Na skrzydła srogie Słonie postawiono,[38]
A z nich się Rochom bronić polecono.
Wtóry rząd wszytek pieszy zastąpili.
A gdy już wszyscy tak gotowi byli,
Napierwej losy (chocia na tym mało)[39]
Rzucić o przodek obiema[40] się zdało.

Dwie pięści Borzuj zamknione pokazał,
Jednę z nich obrać Fiedorowi kazał.
On wziął za prawą, w obieraniu zbłądził,
Pieszkowi przodek białemu przysądził.
Terazby czas był, panny z Helikona,
Przywieść na pamięć, jakich która strona
Fortelów przeciw drugiej używała,
A nim się prawie[41] wojna dokonała,
Jaka moc wielka ludzi poginęła,
A komu głowę czyja szabla ścięła.
Nie śmiem się bez was puścić na tę wodę,
Bo widzę zbytnie wielką niepogodę;
Wy same nawę i żagle sprawujcie,
A gdzie co trudno, tam mię zastępujcie.
Iż tedy przodek[42] przypadł Borzujowi,
Kazał wnet w pole wyciągnąć pieszkowi,
Który natenczas paniej posługował,
Jednak nikomu serca nie zepsował,
Bo przeciw niemu Pan wojska czarnego
Wyprawił takież[43] dworzanina swego.
Jeden drugiemu niechciał namniej złożyć.[44]
Natarłszy na się, nie mogli się pożyć,[45]
Bo Pieszek, jeśli na bok nie uderzy,
Bać się nie trzeba, w czoło darmo mierzy.
Potem się cicho, z obu stron skradali,
To stąd, to zowąd na się przymierzali,

Aż jednym razem czarny się powadził,
Co się był naprzód przed insze wysadził:
Białego pieszka wnet gardła pozbawił,
A sam na jego miejscu się zastawił.
Ale nie wiedział, że drugi nań stoi:
Przebił go mieczem pieszek w białej zbroi.
Zatem Król czarny przez jeden huf cały
Do kuchni skoczył za ostatnie wały.
A w tem rycerze na plac wyjachali,
Okrutną szkodę w pieszych podziałali,
Bo, gdzie się jeno który z nich zawinął,
Trzej albo czterzej, rzadko jeden zginął.
Ale gdy Borzuj liche pieszki dłażył,[46]
Na coś więtszego chytry Fiedor ważył.
Rycerza swego, to tam, to sam wodząc,
Prostemu ludu barzo mało szkodząc.
Stanąwszy, gdzie chciał, otrząsnął się z prochu
I dał szach Panu o prawego Rochu.[47]
Utraty Borzuj nie mógł się uchronić,
Obudwu zaraz[48] trudno było bronić.
Wziął w prawo Króla, Rycerz natarł koniem,
Obalił Rocha i z wieżą i z słoniem.
Nie lada szkoda przyszła na białego,[49]
Bo po Królowej niemasz mężniejszego.
Aleć to tobie, Rycerzu, zapłacić,
Byś miał i sto szyj, przedsięć je tu stracić.

Tak mówiąc, drogę pilno mu zawierał,
A każdą pomoc wielkim gwałtem spierał.
Ów nędznik baczy, w jakie przyszedł błędy,
Strach go zjął, ano uciec niemasz kędy.
Baba do niego rozebrała ściany,
A tam się trudno wymknąć między pany,
Owa go mieczem Królowa przebiła,
Że nie kto inszy, ta go rzecz cieszyła.
Dobrze żyw[50] biały, gniew mu przystępuje,
Że bok u siebie słabszy jeden czuje;
Radby się pomścił, a swego też ubił,
Jako gdy w zwadzie wół prawy róg zgubił;
Oślep się miece, a krew z niego pluszczy,
Ryk się rozlega wdłuż i wszerz po puszczy.
Tę twarz miał biały po takim popłochu,
Kiedy mu cnego poimano Rochu.
Kto się nawinie, bierze, siecze, pali,
I tym nie cierpiał,[51] co pod stróżą stali,
By jeno z nim też nieprzyjaciel leżał,
Z nieszczęsnem wojskiem na śmierć pewną bieżał
Fortelu wszędy patrzał Fiedor swego,
Jedno szcie[52] sobie przeglądał z drugiego,
A już nie blizu[53] na Królową łowi,[54]
Każe się pod nie przemykać pieszkowi;

Zdrady nie da znać, wnet potem żałuje,
Jakoby źle szedł, w rzeczy się frasuje.
I już był Popu prawego nasadził,
(A kogoby tak zły człowiek nie zdradził?).
Jedenże pieszek drogę był zasłonił,
Tym natarł na huf, a nikt go nie bronił.
Borzuj już dawno na draba przymierza,
Jeno że jeszcze nieprawie dowierza;
Ledwe tknął palcem, a ten, jako z kusze,
Porwał Królową wnet za federpusze.[55]
Stój! rzecze Borzuj, gorącoś kąpany,
Nie tak ci grają, bracie, między pany;
Wróć mi sam[56] Babę, czekaj, aż ja pójdę,
Bo pewnie z tobą tak rządu[57] nie dójdę.
Więc Fiedor: Bychwa poprawiać się miała,[58]
Do sądnego dnia graby trwać musiała;
Jużeś się dotknął, a w tej grze kto ruszy,
Wymówki niemasz, z tym się na plac kłuszy.[59]
Odpowie Borzuj: Tego na wymowie
Nie było, niechaj powiedzą panowie.
Takby przystało i tak ma być słusznie:
Czego kto dotknie, tymby miał iść dusznie.[60]
Lecz iż nie było żadnej o tem wzmianki,
Kazano zasię puścić Babę w szranki.

Ale napotem niech się nikt nie myli,
Czymeś tknął, tym jedź, tak starzy chodzili.
Nie z dobrą wolą Paniej Fiedor wrócił,
Dobrze się wstrzymał, że tuż nie przewrócił
Wszytkiego wojska zaraz i z Hetmany,
Jeno że baczył na zakład a Pany.
Nakoniec do tej rady się przychylił,
Aby go był gdzie przez nogę nachylił,[61]
I kazał Księdzu[62] drogą Rycerzową
Najechać krzywym skokiem na Królową.
Rzecze mu Borzuj: Tym mię nie oszukasz,
Raczej w czem inszem swoje biegłość ukaż.
On jakoby się w tem był nie obaczył,
Upomniał Księdza, żeby nazad raczył.
Już mu na ręce pilniej poglądają,
A rady[63] czasem dwiema pomykają,
I swego, widzę, swymże brać nie wadzi,
Kiedy pożytek jaki na to radzi.
Niemiło stronie, ale dzień targowy,
Patrz każdy swego, a umykaj głowy.
Kapłan z Rycerzem, a obadwa biali,
Jeno przez jeden plac od siebie stali;
Ujźrzał drab czarny i natarł na obu,
Pewnie jednego poniosą do grobu.
Każdy z nich dobrze nogi nagotował,
Kogoli drożej Król będzie szacował.
Wielka się godność w Rycerzu najduje,
Że jego drogi nikt nie zastępuje,

A swoim szachem może wiele szkodzić,
Bo zawżdy przed nim musi Król uchodzić;
A on tymczasem rad co złego zbroi,
Jeśli gdzie Baba, albo Roch źle stoi.
Popu mi żaden niechaj też nie gani,
Bo tak szkodliwie, jako który, rani.
Kto drugi z blizka, a ten i z daleka
Podeprzeć może w potrzebie człowieka:
Może dać abszach, co też nie pół rzeczy,
Trzeba się wtenczas dobrze mieć na pieczy.
Tak tedy mówią gracze nauczeni,
W cieśni mąż Rycerz, a Pop na przestrzeni.
I ta przyczyna była Borzujowi,
Że tam folgował więcej Rycerzowi,
A Popu[64] zabił pieszek niecnotliwy,
Trzęsą go drudzy, a on już nieżywy.
Na Babę dawno czarny Rycerz godzi,
Jeno że mu Pop od spasi zachodzi.[65]
Roch się też biały ku potkaniu stroi,
A w świetnej sobie poskakuje zbroi.
Potem o Babę dał szach Rycerz w bieli,
Tusząc, że mu jej obronić nie mieli.
Ale się bardzo tą nadzieją zdradził,
Bo się nań z łukiem czarny Pop wysadził.
Acz widział draba, który nań też mierzył,
Wszakoż Rycerza tak barzo uderzył,

Że na nim przednia blacha się przepadła,[66]
A strzała prawie aż do pierza wpadła.[67]
Wzięto go z placu. Tamże też i Księdza
Zabiła z proce, jako mogła, nędza.
A tego zasię, przybieżawszy, drugi:
A ty sna[68] bijesz, psie, królewskie sługi?
Zatem się wielkie zamieszanie stało,
Coraz tem więcej burdy przybywało.
Rochowie srodzy z wież na wojsko biją,
Kapłani z łuków bez przestanku szyją.
Rycerze bystre konie rozpuścili,
Nie był kąt jeden, gdzieby się nie bili.
Rada, dwór, drabi społem się mieszają,
Nic więcej, jeno po bindach[69] się znają.
Męstwo z fortuną pospołu stanęło,
To wojsko teraz, owo zaś moc wzięło.
Ten tego bije, ali sam zaś mdleje,
Wszytek się zastęp to tam, to sam chwieje.
Równie tak, jako szumne morskie wody,
Prze wielkie wiatrów upornych niezgody,
Na Oceanie północnym bałwany
Do krzywych brzegów walą na przemiany:
Tak pani biała z mieczem się zawija,
Kto się nagodzi,[70] do razu[71] zabija.

Sprzątneła Popu, jeszcze dalej bieży,
Dosięgła Rochu na wysokiej wieży.
To w tę, to w owę stronę szablą błyska,
A przed nią w kupę huf się czarny ściska.
Pełno jej wszędy, rwie się i w namioty,
Przez gęste wozy, przez wały, przez płoty.
Widząc Król czarny, że źle na wsze strony,
Uciekł się i sam do lepszej obrony:
Wysłał Królową w szmalcowanej[72] zbroi,
Alić już ona troje dziwy broi.[73]
Kogoś tam naprzód, kogoś nazad[74] ścięła?
Wieleś głów, pani, na swą duszę wzięła?
Napoły żywe białe, czame konie,
Walą się prawie na obiedwie stronie.[75]
Pospołu z draby się sieką i Fenrycha,[76]
Tego tu wloką, sam owego Mnicha.
Kto klęskę może, kto pobite głowy
Tej ciężkiej walki wypowiedzieć słowy?
Drewniane trupy wszędy wkoło leżą,
A tu, co dalej, tem się barziej rzeżą.
Szyku nie patrzą, społem się motają,
Czarni lada gdzie i biali padają,
Tak jezdni, jako pieszy, krom różnice;[77]
Bowiem królewskie obie miłośnice,

Ogniste miecąc na przemiany strzały,
W zupełnych zbrojach przeciw sobie stały.
Pewne jednego nie ustąpić kroku,
Ażby z nich która kulkę miała z boku.
Tymczasem więźniów oba Króle strzegli
I trupów tych, co na placu polegli,
Żeby zaś jako z martwych nie powstali,
A drugi raz się znowu nie potkali.
Nie wiedzieć, którym fortelem szampierza[78]
Podszedł wódz biały i dostał Rycerza,
Który niedawno przez kapłańską kuszę,
Przed samym Królem dał był Bogu duszę.
Więc go przy desce, by nieczuła horda,
Cicho posadzi, a ten zaś do korda;
Jako, gdy Wiedmy Thessalskie[79] dostały
Świeżego trupa a czartów zwołały,
Fałszywą duszę podmiatają w ciało,
Po chwili pojźrzysz, alić ono wstało,
Mówi bezpiecznie, widzi, jako trzeba,
Używa takież,[80] jako drugi nieba.
Poszedł na tego rycerz był człowieka,
Ale go Fiedor obaczył z daleka;
Uśmiechnąwszy się, rzecze: Toć nowina:
A nie tyżeś był wskrzesił Piotrowina?
Nie trzebać świadków trzecioletnych tobie,
Masz prawo dobre, chowaj tego w grobie.

Śmiałby się Borzuj, lecz mu nie do śmiechu,
Nie każe świętych wspominać dla grzechu.
Wzięto Rycerza zatem szachownice,
Idziż,[81] nieboże, znowu do ciemnice.
Już teraz bardziej oba na się ważą,
Przeskoki lepszą opatrują strażą.
A Baby przedsię puścili w zagony,
Mordują, biją okrutne, złe żony.
Siadły nierychło potem przeciw sobie
I strzegą pilnie swoich Królów obie.
A oto biała z tyłu przyskoczyła,
Murzynkę ścięła, ni się obaczyła.
Sama też w boku tuż odniosła strzałę,
Niedługo miała z zacnych łupów chwałę.
Wszyscy pojźrzeli z tej strony i z owej,
Litował z płaczem każdy swej Królowej.
Słyszałby tam był lamenty niewieście,
Kiedy niesiono ciała na przedmieście.
Nuż hurmem zaraz prawie wszytki roty
Na hetmańskie naciskać się namioty.
Każdemu za swe: jednako się boją,
Wszyscy nie prawie w dobrej toni[82] stoją.
Lecz im nie wszytka jeszcze moc ustała,
Oboja[83] strona swe posiłki miała.
Masz Rochu z Popem, Królu czarnej zbroje,
Masz i Rycerza, któremu pieszków dwoje;
I ty tak wiele, białych hufów panie!
Jeszczeć na zamiar[84] jeden drab zostanie.

Ostatek sami między sobą skłoli;
Człowieka, patrząc, prawie serce boli.
Ano z obu stron barzo poczet mały,
Szlachtę wybito, dwory spustoszały,
Królowie smutni po swych miłośnicach
Tęsknią, że sami legają w łożnicach.
Acz pierwsza miłość obiema[85] panuje,
Wszakoż potrzeba sama rozkazuje,
Aby dla rządu i lepszej obrony
Każdy, gdzie może, patrzał sobie żony.
Naprzód do panien służebnych Król biały
Rozkazał, które na ustroniu stały,
Że nie brakując bynamniej w osobie,
Jednę z nich myśli wziąć za żonę sobie;
Tylko, żeby się mężnie popisała,
A ostatniego kresu dobieżała.
Wnet serce wzięły[86] trzy królewskie sługi,
Poszły za sobą, jako był plac długi.
Lecz jedna przedsię ochotniejsza była,
Daleko nazad drugie zostawiła;
Wykrzyka, lecąc, skrzydła jej pod nogi
Sława przydała i zakład tak drogi.
Nikt nie przeszkadza, bo też z drugiej strony
Król czarnej barwy szuka sobie żony.
Więc równym pędem bieżą ku kresowi,
Przypatrują się drudzy zawodowi.
Ale że czarna pozad zostać miała,
Na towarzysza poczekać wolała.

A Pop tymczasem z Rycerzem wyciekli,[87]
Ostatek wojska białego wysiekli,
Krom Rochu, bo ten mężnie się stawił,
A król na ten czas Królową się bawił.
Skoro też Pani na kresie stanęła,
Złotą koronę wnet na głowę wzięła.
Przybyło serca niemało białemu,
Ale zaś wiele upadło czarnemu.
Sam się Król barzo do kąta napiera,
Bo nań Królowa już barzo naciera,
Ażeby Pana tem rychlej pożyła,
Rząd wszytek po nim Rochem zasadziła.
Sama już po nim cicho się przykradnie,
Skąd mogła Króla już pochodzić[88] snadnie.
Zła Fiedorowa[89] stoi w mecie[90] prawie,
Tuszą, że będzie rychło po rozprawie.
Daj się, nieboże! — co raz kto mu rzecze,
A tego żałość nieboraka piecze.
Obrony żadnej od metu nie widzi,
Szkody lituje, a ktemu się wstydzi.
Wtem wieczór zaszedł, słońce już padało:
Prostoć[91] się metu, Fiedorze, nie chciało.
Borzuj nalega, przedsię każe chodzić,
Cóż o jedno szcie mamy się rozchodzić?

Stanęło na tem, aby grać przestali,
A jutro rano ostatka dograli.
Wszakoż odchodząc, szachy poznaczyli,
A z każdej strony grze się przypatrzyli.
Naprzód Król czarny (aby każdy wiedział)
Rochu się trzymał, który w kącie siedział.
Przed Królem stał koń w piątem polu prawie,
A pieszek w szóstym i na tejże ławie.
A wedle niego drugi w prawej stronie,
Ten miał nad sobą Popa ku obronie.
Król biały patrzał na swego szampierza
Przez draba i przez czarnego Rycerza.
A swego Rochu posadził na stronie,
Pod Królem czarnym, na wtórym zagonie.
Na tymże rzędzie też Królowa była,
A jednem okiem na Księdza patrzyła.
Tym obyczajem oba ufy stały,
A czarnej przodek zeznawał Król biały.
Tego pałacu oba stróżom zwierzą,
Sami za królem idą na wieczerzą.
Trochę je Fiedor, pije barzo mało,
Często poziewa, wieręby[92] się spało!
Cieszą go drudzy, drudzy kniemu piją,
A jemu prawie psi za uchem wyją.
Pokój każdemu potym naznaczono,
A mury zewsząd strażą opatrzono.
Anny już teszno[93] (tak dziano[94] Królewnie),
Że dotąd nie wie, czyja ma być pewnie.

Na obu wprawdzie patrzyła łaskawie,
Ale co wiedzieć, komu serce prawie?[95]
Wywiedziawszy się, na czem gra stanęła,
Jednę za rękę panią starą wzięła
I przyszła prosto przez tajemne gmachy
Na te drzwi, kędy zostawiono szachy.
Stróże poczują, poznawszy po mowie,
Puścili razem obie białegłowie.[96]
Panna się zaraz do szachów rzuciła,
Więc pilnie pyta, gdzieby czyja była.
Pojźrzy na czarną, gorzej być nie może:
Do[97] pierwszego szcia biała ją przemoże.
Jedno, że czarnej przyjdzie naprzód chodzić,
Snadźby jej jeszcze nieco mógł pogodzić.[98]
I rzecze: Dobry Rycerz jest od zwady,
Popu też nieźle zachować od rady
Dać za miłego wdzięczną rzecz nie szkodzi,
Piechota przedsię, jako żywo chodzi.
Obróci Rochu na Króla rogami,
Sama wynidzie zalawszy się łzami.
Fiedor już dawno zwątpił o Królewnie,
A Borzuj mniema, że już wygrał pewnie;
Ten prosi Boga, by rychlej świtało,
Ów raczej, żeby nocy przybywało.
W swą miarę przedsię zeszła noc, a potem
Świat się rozświecił wszytek słońcem złotem.

Leniwo Fiedor ubiera się w szaty,
Widzi, że trudno ma być bez utraty.
Idź przedsię; kto wie, co szczęście przyniesie?
Nie każdyć jednę dzień fortunę niesie;
Komu Bóg jeszcze nie obiecał śmierci,
By dobrze skonał, z grobu się wywierci.
Już go nie blizu czekają na sieni,
Wyszedł nierychło, a twarz mu się mieni.
Wszakoż, gdzie może, śmiechem żal pokrywa,
A sobą przedsię nędznik pochutnywa.[99]
Przyszli na szachy do dawnego stoła,
Tam (jako mówią) taż baba, też koła.[100]
Obrony przedsię nie widzi metowi,
Pyta, kto rogów nakrzywił Rochowi,
Bo wczora było wszytko poznaczono.
Słuchaj, toć na to, błaźnie uczyniono,
Stróże powiedzą, że Królewna wczora
Przyszła tu była jedno samowtora.
Niemałą chwilę na szachy patrzyła,
Potem, odchodząc, Rochem obróciła.
A cóż wżdy,[101] rzekła, pocznie Borzuj pytać,
Już widzi, kogo ma za męża witać?
Powiada: Dobry Rycerz jest od zwady,
Popu też nieźle zachować od rady;
Dać za miłego wdzięczną rzecz nie szkodzi,
Piechota przedsię jako żywo chodzi.

Tom dawno słychał, Borzuj na to powie,
Każdy się tego barzo łacno dowie,
Że Rycerz męstwa ręką dokazuje,
Biskup podobno więcej w głowie czuje.
I Fiedor, co ma, dałby wszytko pewnie,
By się mógł jako zostać przy Królewnie;
To też nie dziwno, że piechota chodzi,
Bo nie ma konia jeździć ani łodzi.
Odpowie Fiedor: Niechaj pan błaznuje,
Łacno durować, kiedy przystępuje.[102]
A sam, po stole położywszy łokcie,
Myśli nad szachy, a gryzie paznokcie;
Myśli, co ma być z Rycerzem za zwada,
Jaka to ma być ta popowa rada,
Gdzie ta wdzięczna rzecz, albo gdzie ten miły,
Dlaczego przedsię piechoty chodziły?
Nakoniec czemu Rochem obróciła?
Pewnie, że darmo tego nie czyniła.
Dobrze żyw, myśląc; a ten upomina:
Fiedorze, bracie! sna[103] niedodra sina?[104]
Fiedor nie słyszy nawiętszego szumu,
Wszytki tam zmysły zwabił do rozumu;
Potem się dobrze długo namyśliwszy,
Wstał i rzekł: Królu mój namiłosciwszy!
Jeden jest fortel na szczęście wszelakie,
Lub źle lub dobrze, serce mieć jednakie.

Kogo fortuna srogim nie pobiła,
Tego łaskawem okiem nie zmamiła;
A kto się barzo rozbuja w pogodę,[105]
Ten zasię skrzydła powiesi w przygodę.[106]
Niechże już idzie, a ty patrzaj pilnie:
Mam za to,[107] żeś się radował omylnie.
A niechaj nie mam za wygraną ktemu,
Jeśli trzecim szciem met nie będzie twemu.
Król zatem do nich bliżej się przysiędzie,
Wszyscy czekają, co nakoniec będzie.
Uderzą w larmę;[108] a Roch jednym skokiem
Usiadł Królowi tuż pod samym bokiem.
Co czynisz, głupi? mierzi cię ta trocha?
Chcesz darmo stracić tak wdzięcznego Rocha?
Tu próżno szukać jakiej inszej rady,
Przyjdzie do końca z Rochem patrzyć zwady;
Folgować darmo, bo tak Króla dusi,
Że mu rad nierad, Król wziąć gardło musi.
W tem drab przyskoczy, Król ustąpi kroku,
Przypadłszy drugi poimał gi[109] z boku.
To było tej gry sławnej dokonanie,
Prawie nad wszytkich ludzi domniemanie.
Tamże zarazem po Pannę posłano,
Którą za żonę Fiedorowi dano.

A Borzuj nie chciał być proszon na gody,
Ani żegnawszy, jechał precz z gospody.
Mnie też czas będzie uchwycić się brzegu,
A odpoczynąć nieco sobie z biegu,
Wysiadłszy z morza, gdziem Widę przejmował,[110]
Który po wodach Auzońskich[111] żeglował,
Udatnym rymem opisując boje,
Na których miecza nie trzeba, ni zbroje.










  1. Naśladowanie nowołacińskiego poematu Marka H. Vidy (1480—1506) pl. „Scacchia ludus”.
  2. arkabuz = rusznica, muszkiet, broń ręczna ognista.
  3. zupełnie.
  4. obecnie.
  5. hufce.
  6. kiedy siły nierówne.
  7. dokonać odwrotu z ludem.
  8. osobliwą, niezwykłą.
  9. drugi przyp. od rówień.
  10. skłonność, miłość.
  11. biernik liczby mnogiej od zaimka ji (dziś ich).
  12. obiecywał.
  13. stopień wyższy od duży = dzielniejszy.
  14. liczba podwójna (celownik).
  15. rozumieć czemu (stara polszczyzna).
  16. stawiać (figury).
  17. idą naprzemian.
  18. liczba podwójna.
  19. liczba podwójna (miejscownik).
  20. zajmą po dwa rzędy.
  21. figury w szachach: Rochowie = wieże; Rycerze = konie; Popi = laufry; Pani = królowa.
  22. liczba podwójna.
  23. t. j. staje na polu (barwie) przeciwnej strony.
  24. t. j. królowej.
  25. dawny dopełniacz l. poj.
  26. pieszek.
  27. w znaczeniu gdy.
  28. ostatnie pole.
  29. więcej jednym — narzędnik przy stopniu wyższym.
  30. mat w dawnej polszczyźnie nazywano metem.
  31. tyle nauki, ile potrzeba wymagała.
  32. grać szachy— skladnia staropolska.
  33. być świadkami przy grze.
  34. o co.
  35. odwoływał się do nich samych i do ich godności.
  36. rozsądzenia sprawy.
  37. t. j. przeciwnika.
  38. słonie z wieżyczkami na grzbietach t. j. wieże.
  39. mało zależy.
  40. celownik liczby podwójnej.
  41. według prawideł.
  42. pierwsze posunięcie.
  43. także.
  44. nie chciał bynajmniej ustąpić.
  45. pokonać.
  46. dławił, deptał.
  47. od strony prawej wieży.
  48. naraz.
  49. w wydaniu z r. 1585 jest mylnie: na czarnego, gdyż wieżę utracił Borzuj, któty ma figury białe.
  50. dobrze że żyw.
  51. nie przepuszczał.
  52. posunięcie figury (w starej polszczyźnie: używano rzeczowników szcie, ście ze złożonymi przyszcie, wyszcie, odeszcie i t. p.).
  53. nie z bliskości.
  54. godzi.
  55. pióropusz u hełmu.
  56. tu.
  57. ładu.
  58. liczba podwójna, osoba pierwsza.
  59. kłosać, kłusać = kłusować.
  60. duchem, koniecznie.
  61. podszedł.
  62. giermkowi.
  63. radzi.
  64. biernik = popa.
  65. zajść komu od spasi = pomylić szyki (spaś = szkoda w polu, wypaszenie)
  66. załamała się.
  67. aż po sam koniec, gdzie zaczyna się jej opierzenie.
  68. snadź.
  69. po przepaskach (barwie).
  70. kto się nadarzy.
  71. odrazu.
  72. błyszczącej.
  73. wyrażenie staropolskie = bardzo dziwne rzeczy.
  74. za sobą.
  75. liczba podwójna.
  76. chorążego.
  77. bez różnicy.
  78. przeciwnika.
  79. Tessalia uważana bylą w starożytnej Grecyi za główne siedlisko sztuki czarodziejskiej, którą uprawiały zwłaszcza kobiety.
  80. tak samo, także.
  81. idźże (dawna forma trybu rozkazującego).
  82. nie zupełnie w dobrem położeniu.
  83. staropolskie: obój, oboja, oboje.
  84. nad miarę.
  85. celownik liczby podwójnej.
  86. nabrały odwagi.
  87. wybiegli.
  88. pokonać.
  89. królowa.
  90. w oczekiwaniu mata.
  91. widocznie.
  92. wierę = doprawdy, zaiste.
  93. tęskno (teszno z dopełniaczem).
  94. dawano na imię.
  95. prawdziwie sprzyja.
  96. liczba podwójna.
  97. dziś: od.
  98. możnaby jej jeszcze pomódz.
  99. podskakuje z radości, okazuje radość.
  100. ten sam ciężar, ten sam kłopot (staropolskie przysłowie).
  101. przecież.
  102. łatwo stroić żarty, kiedy przybywa (staropolskie przysłowie).
  103. snadź.
  104. czarna strona, czarne pionki.
  105. w chwilę szczęśliwą.
  106. opuści skrzydła w nieszczęściu.
  107. sądzę.
  108. larma i larmo — hasło do boju, bicie na trwogę.
  109. biernik od zaimka ji, ja, je (dziś: go).
  110. naśladował Vidę.
  111. włoskich (Auzoni — jedno z pierwotnych plemion italskich; nazwę tę jeszcze starożytni rozciągnęli na cały półwysep).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kochanowski.